9 października 1939 rozkazano, aby następnego dnia wszyscy Żydzi powyżej 14 lat stawili się o godzinie 10.00 na placu 11 Listopada. Komentowano ten nakaz rozmaicie, optymiści nie przejmowali się nim wcale. [...] Nazajutrz o godzinie 9.30 wszyscy pospieszyli na plac, [...] nawet 80-letni starcy. [...]
Policja nie przepuszczała kobiet. [...] Przedostałam się przez kordon do mieszkania znajomych, skąd przez okno mogłam obserwować, co się tam dzieje. Czworobok [placu] z jednej strony był otwarty, a z trzech pozostałych stron stali Żydzi w kilku rzędach, z odkrytymi głowami (a mżył drobny deszcz, zimno było przejmujące). W czwartym boku stało wielu Niemców różnej rangi, a wszędzie pełno cywilnej policji. [...] Pobiegłam do domu, aby zdać relację mężowi. Spieszyłam drugi raz na plac, gdy w połowie drogi przedstawił mi się niesamowity widok: setki ludzi, cały tłum Żydów — bladzi, wystraszeni, błędne oczy, twarze zalane krwią, znajomi, obcy — wszystko to pędziło wprost na mnie. [...] Gdy już wszyscy Żydzi zajęli wyznaczone im trzy strony czworoboku, a więcej nie przybyło, Obersturmführer wywołał rabina, prezesa oraz sekretarza Gminy i wygłosił strasznie żydożercze przemówienie, obwiniające Żydów o doprowadzenie do wojny. Używał strasznych epitetów pod ich adresem, a zakończył tymi słowami: „Chciałem od was wczoraj kontrybucji. Powiedzieliście, że nie macie pieniędzy, ale my je sobie znajdziemy. A teraz w przeciągu trzech sekund ma tu nikogo nie być”. W tym momencie zaczęto ich bić gumowymi pałkami, zmuszając do szybkiej ucieczki.
Kto nie zdążył się ukryć lub uciec, dostawał pałką gdzie popadło — stąd tylu pokrwawionych i pokaleczonych. Jeden przewracał się przez drugiego, łamali ręce i nogi. Po chwili miasto opustoszało. Przez cały dzień nikomu nie było wolno wyjść z domu, na skrzyżowaniach ulic stanęli żołnierze z karabinami, a ogromne auta objeżdżały ulice; otwierali wszystkie sklepy żydowskie i zabierali cały towar — zamiast kontrybucji. [...]
O godzinie 17.00 wpadło do nas dwóch oficerów (przed domem stało duże auto), zabrali nam dwa łóżka z całą pościelą i opróżnili bieliźniarkę do ostatniej sztuki bielizny. [...] Na pytanie, gdzie my, starzy [ludzie], mamy spać nie mając więcej łóżek — odpowiedź brzmiała: „Na podłodze” .
Lipno, woj. kujawsko-pomorskie, 10 października
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
1 listopada 1939 do cukierni „Astoria” na rogu Piotrkowskiej i Śródmiejskiej wszedł niemiecki porucznik, zabrał wszystkim Żydom dowody [osobiste] i kazał przyjść następnego dnia o 8.00 na Zgierską 116, do siedziby SS. To samo wydarzyło się w kawiarni „Kaprys”, która znajduje się naprzeciwko „Astorii”.
Nazajutrz, już od 7.15, na Zgierskiej zaczął gromadzić się tłum. O umówionej godzinie brakowało trzech Żydów. Dwaj przyszli o 9.00, trzeci dopiero o 11.00. W czasie nieobecności tego ostatniego oficer oświadczył, że z powodu spóźnienia zostanie rozstrzelanych dziesięciu Żydów. [...] Razem [na Zgierskiej] znajdowało się 90–100 Żydów. [...] Zebrani zostali ustawieni na małej estradzie, gdzie kazano im wykonywać najtrudniejsze ćwiczenia gimnastyczne. [...] Tymczasem rozeszła się pogłoska, że przyszedł [Chaim Mordechaj] Rumkowski, przewodniczący łódzkich Żydów. [...] Zjawił się w sprawie zatrzymanego w innej sytuacji urzędnika. Żydzi byli przekonani, że Rumkowski będzie interweniował także w ich sprawie i że wszyscy zostaną zwolnieni. Ale oficer oświadczył, że Rumkowski, ubrany w futro, ma wejść na estradę i wykonywać ćwiczenia z pozostałymi. W czasie ćwiczeń Rumkowski zemdlał. [...] Gdy tylko wrócił do siebie, znowu nakazano mu ćwiczyć. [...] Zażądano, aby zgłosili się silni Żydzi — zgłosiło się sześciu. Wsadzono ich do samochodu i wywieziono do lasku w pobliżu Ozorkowa, gdzie kazano im wykopać piętnaście dołów. Przywieziono piętnastu Żydów, którym oficer kazał uklęknąć nad dołami. Nie wszyscy rozumieli, co się dzieje. Część uważała, że chcą ich tylko przestraszyć i na tym się wszystko skończy. Inni natomiast zaczęli strasznie płakać i odmawiać Widuj [przedśmiertną spowiedź]. [...] Oficer podchodził od tyłu do klęczących i strzelał. Zabici wpadali do dołów. Uratował się tylko jeden — zwrócił się do asystującego folksdojcza, który wstawił się za nim i ocalił go. Następnie rozkazano tamtym sześciu Żydom, aby zasypali groby i wszyscy, wraz z uratowanym, poszli z powrotem [na Zgierską 116]. [...] Pozostali Żydzi zostali zwolnieni, ale musieli zapłacić od 150 do 300 zł.
Łódź, 2 listopada
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Gestapo [...] nakazało Gminie łódzkiej zebrać Żydów w synagodze. Gmina miała wybrać określony dzień, w którym przyszliby uczniowie z Talmud Tory i chederów, jak również kantor ze swoim chórem oraz wielu Żydów ubranych w tałesy. [W wyznaczonym dniu] Przedstawiciele władz niemieckich przyszli z aparatami fotograficznymi i mikrofonami. Wszystko to było dla zagranicy, aby można było pokazać w Ameryce, że plotki o zabranianiu Żydom zgromadzeń w domach modlitwy to wierutne kłamstwo. Żydom z trudem przychodziło zrozumienie, o co naprawdę chodzi. Nagle taka łaskawość, współczucie! Jednak nie trwało to długo. [...] Jeszcze w tym samym tygodniu [10 listopada], ciemną nocą, kiedy nic już nie było widać, zgromadzono w synagodze beczki ze smołą i benzyną. Starannie polano nimi wnętrze synagogi, a następnie dano sygnał do podpalenia tego świętego dla Żydów miejsca [...]. Ogień natychmiast objął cały budynek — wewnętrzny wystrój i przedmioty obrządku zajęły się ogniem. W tę dramatyczną noc spłonęło, wraz ze wszystkimi urządzeniami, 90 procent zwojów Tory. [...]
Po kilku dniach oblano ściany specjalną cieczą, aby zaczęły się kruszyć i wysłano do Gminy Żydowskiej okólnik, zawierający termin zburzenia ścian. Miała się tym zająć oczywiście Gmina. I tak na miejscu wspaniałej, świętej żydowskiej budowli pozostała góra gruzu i popiołu.
Łódź, około 11 listopada
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Przeżyliśmy trudny dzień. W Ogrodzie Saskim banda polskich chuliganów w wieku od 14 do 15 lat spostrzegła mnie z opaską. Ledwo żyw zdążyłem przed nimi uciec. Droga była pusta. Nie było prawie ludzi. [...] Wczoraj było kilku ciężko rannych na skutek tych chuligańskich napaści. Jednemu zabrano palto, mnie chcieli zabrać kapelusz. Dzięki moim nogom (koledzy nazywali mnie Kusocińskim), udało mi się zbiec.
[...] Wierzymy, że ze względu na głębokie przemiany, jakie zaszły w życiu, Nowa Polska będzie całkiem inna, piękniejsza, lepsza. Napaści antysemickie są przez kogoś organizowane. Biorą w nich udział młodzi, 9–10-letni chuligani. Boją się dać im należytą odprawę, chociaż gdzieniegdzie przeciwstawiają się im (na Karmelickiej). Jeden z Niemców kierował bandą, która tłukła na prawo i lewo.
Warszawa, 30 stycznia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Świta, budzę się, robi się widno, wokół panuje cisza. [...] Po pewnym czasie rozpoczynają się rozmowy — pora wstawania, ubierania się — wstają pracownicy i dyżurni, reszta leży. No bo i po co wstawać? Dzień za dniem przechodzi bez żadnych zajęć. Z każdym dniem zaniedbujemy się fizycznie i moralnie. [...] Wszyscy oblepiają piecyk, odpychają się nawzajem, czekają na posiłki. Od śniadania do obiadu, od obiadu do kolacji. Dzień mija bez żadnych wartości. Nikt się nie uczy, mało kto czyta i pisze. Rzadko kiedy się śpiewa. Przecież jesteśmy dziećmi, młodzieżą... [...]
Wieczór. Znów uganianie się za chłopcami, nim pójdą spać. Jesteśmy śpiący, lecz nie chce nam się położyć. Jest zimno. [...] W sypialniach siedzimy przy piecykach. Nikt się nie kładzie. Opowiadamy o lepszych czasach i co kto robił, a przede wszystkim — co kto jadł.
Warszawa, 10 lutego
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Miejscem zbiórki dla Żydów, którzy dostali nakazy na odbycie pracy blokowej, była Twarda 6. [...] Pierwsze partie przydzielano na Okęcie.
[...]
Mnie przydzielono do liczącej dziewięć osób grupy silniejszych i roślejszych, po czym zaprowadzono na jakiś plac, gdzie stało kilkanaście skrzyń wysokich wagonów towarowych (bez podwozi). Były one przymarznięte do ziemi, a wagę ich określił, okiem fachowca, znajdujący się między nami zawodowy tragarz — na 600 kilogramów. [...] Polecono nam podejść do jednej z tych skrzyń i przenieść ją do znajdującej się nieopodal szopy. Kiedy nieskutecznie mocowaliśmy się z tym zbyt wielkim na nasze siły ciężarem, zjawiło się na placu kilkudziesięciu ludzi — cywilnych lotników-folksdojczów — uzbrojonych w krótkie i długie gumowe pałki, którymi zaczęli okładać wszystkich pracujących. Do naszej skrzyni podeszło czterech oprawców i ustawili się za naszymi plecami. Każdy stanął po jednej stronie skrzyni. To rozstawienie pozwoliło im maltretować nas dokładnie i planowo. Gdy na nasze barki posypały się ciosy pałek — skrzynia drgnęła, pozwoliła się podźwignąć i ponieść w kierunku szopy. Niemcy naturalnie ruszyli za nami, nie odstępując nas na moment, nie przestając bić i kopać. Nieśliśmy nasz ładunek na podsuniętych podeń palcach, a ponieważ dzień był mroźny, ciężar zaś olbrzymi, palce rychło nam zdrętwiały, zaczęły odmawiać posłuszeństwa i groziło, że skrzynia lada sekunda wyślizgnie nam się z rąk i runie na nogi. Dostrzegli to również Niemcy, zdwoili ciosy, zwielokrotnili wrzaski i polecili nam podnieść skrzynię i nieść ją na ramionach. I znów, nie wiem jakim cudem, nasze omdlałe ręce zdołały ten rozkaz wypełnić. [...]
[Przydzielono] mnie do innej partii: noszących części maszyn, bufory oraz inne większe i masywniejsze ciężary, dochodzące do wagi kilkudziesięciu kilogramów. Trzeba je było przenosić z jednej szopy do drugiej (może 80 metrów). Po obu stronach drogi stali, [...] w odległości 2–3 metrów jeden od drugiego, żołnierze trzymający w rękach pałki i kije, zmuszający noszących, by biegli z ładunkiem truchcikiem, a z powrotem — bez ciężaru — pędem. Każdy z tego szpaleru, w chwili, gdy się go mijało, zadawał uderzenie pałką. [...]
Około 11.00–11.30 byłem już tak śmiertelnie wyczerpany i zmęczony (a poza tym ciało miałem tak obolałe, iż ciosy nie robiły już na mnie wrażenia), że postanowiłem bez względu na skutki nie pracować dalej. [...] Rzuciłem niesiony ciężar na ziemię i stanąłem nad nim ciężko dysząc. Dostrzegł to jeden z żołnierzy patrolujących plac, zdjął karabin, wymierzył we mnie i zaczął liczyć — ja byłem jednak tak zobojętniały, że [...] nie ruszałem się z miejsca. Od niechybnej śmierci uratowała mnie szybka interwencja. Niczym deus ex machina zjawiło się raptem obok mnie dwóch ludzi. Jednym był jakiś folksdojcz, a drugim Żyd w opasce — mój obwodowy (bezpośredni przełożony grupowych). „Sind Sie Gruppenführer?” [Jest Pan grupowym?] — pytają mnie. „Ja.” [Tak] — „Dann kommen Sie mit.” [Więc proszę iść z nami] Zwracają się do mierzącego we mnie żołnierza, że jestem potrzebny. Zabierają mnie ze sobą, wprowadzają do jakiegoś budynku i tu polecają sporządzić listę przydzielonych mi na dzisiaj ludzi. Widząc moje zdziwienie, obwodowy wyjaśnia, że jest to kombinacja mająca na celu zwolnienie nas, jako że wszelkie inne próby interwencji zawiodły.
Warszawa, 19 marca
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Przywieźliśmy ze sobą szczegółowy memoriał, omawiający całokształt życia żydowskiego. Przemawiając w tych sprawach, muszę przede wszystkim wskazać na bezpieczeństwo ludności żydowskiej, która stoi właściwie poza prawem i to zarówno w domu, jak i na ulicach.
Jestem przewodniczącym Rady Żydowskiej w Warszawie i sądzę, że najlepiej uczynię, ilustrując panom, jak wygląda mój dzień w Gminie Żydowskiej. Otóż, kiedy rano idę do pracy, widzę, jak na ulicach miasta „łapią” Żydów do pracy przymusowej. Pytam się wtedy: po co w takim razie, z rozkazu władz, zebrałem na podwórzu Gminy przeszło 8 tysięcy ludzi, czekających na odmarsz do różnych punktów pracy? Zbliżam się do Gminy i widzę, że [także] w pobliżu Gminy łapie się dziko Żydów, a z podwórza zaczynają wychodzić Bataliony Pracy.
.Po przyjściu do biura, słyszę nagły alarm. Przychodzą policjanci i żądają grzywny za to, że napotkano w mieście dwóch Żydów bez przepisowych opasek. Nie mam pieniędzy, więc moi urzędnicy zostają pobici i każdy daje tyle, ile ma przy sobie... Dalszy rozkaz brzmi: natychmiast dostarczyć meble, pościel, inne urządzenia... Następnie zjawia się u mnie dwóch przedstawicieli władz i, nie mówiąc, o co chodzi, odprowadzają mnie do jakiegoś daleko położonego urzędu, gdzie komunikują mi, że ponieważ jacyś tam Żydzi nie udali się do dezynfekcji, Gmina musi zapłacić parę tysięcy złotych grzywny.
Po powrocie do biura, dowiaduję się, że wykonana dopiero co rejestracja Żydów do pracy przymusowej była źle pomyślana i że muszę natychmiast przystąpić do nowej. Pierwsza kosztowała 36 tysięcy, druga 180 tysięcy złotych. Wracając do biura z moim zastępcą, zostaję zatrzymany i wezwany do pracy przymusowej. Pokazujemy nasze przepustki, nic to nie pomaga. W końcu ja muszę zapłacić za zwolnienie 10, a mój zastępca 5 złotych. W domu zastaję ślady dopiero co dokonanej rewizji. Wszystko wywrócono, zabrano artykuły żywnościowe, teczki i inne drobnostki.
[...]
Jeżeli zatem tak wygląda dzień u mnie, jako przewodniczącego Rady Żydowskiej, to nietrudno sobie wyobrazić, jak przeżywa dzień w Warszawie zwykły, szary Żyd...
Kraków, 27 marca
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Do wszystkich Żydów podlegających pracy przymusowej. Organizacja pracy przymusowej powierzona została Urzędowi Pracy (Arbeitsamt).
Szef Urzędu w dniu wczorajszym oświadczył:
1. Że nieodpracowywanie nakazów pracy uważane będzie za uchylanie się od obowiązku pracy przymusowej.
2. Że, uchylanie takie pociągnie za sobą wszczęcie postępowania zgodnie z rozporządzeniem z dnia 12 grudnia 1939, przewidującym karę do 10 lat więzienia.
3. Że, niezależnie od postępowania sądowego, pierwsza grupa opornych skierowana będzie do obozu pracy już w najbliższych dniach.
Warszawa, 1 sierpnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Widziałem dziś taki obrazek: uczniowie szkoły imienia Konarskiego bili na ulicy Żydów. Starsi chrześcijanie przeciwstawiali się i powstało z tego powodu zbiegowisko. Jest to bardzo częste zjawisko — Polacy reagujący na napaści chrześcijan [na Żydów]. Jest to zjawisko niespotykane przed wojną.
[...] Dziś, w sobotę 12 października, było strasznie. Zapowiedziano przez megafon podział miasta na trzy części: niemiecką, obejmującą Śródmieście wraz z Nowym Światem, polską i żydowską. Do końca października wszyscy — oprócz Niemców — muszą się przeprowadzić, bez mebli. W naszej kamienicy rozpacz. Właścicielka domu mieszka już od 37 lat w mieszkaniu, które winna opuścić bez sprzętów. [...]
Dzisiaj [...] Gmina Żydowska była oblężona przez setki ludzi, którzy chcieli się dowiedzieć, jakie ulice obejmuje getto. [...] Całe miasto wytapetowane jest białymi kartkami o zamianie mieszkań przez Żydów i chrześcijan.
Warszawa, ok. 12 października
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Moi najdrożsi!
Doceniam Wasz wysiłek w przysłaniu mi paczki żywnościowej. Dławiłem się łzami, wiedząc, że żyjecie szczupłą dawką bonowego chleba, a przesyłacie tak dużo. Ciekawe, co Wam zostało jeszcze do wyprzedania z domu... Bardzo proszę, nie wysilajcie się tak. Ja tego i tak nie zjadam. Dzielę się z kolegami, którzy giną z głodu i chłodu. Nie wiem, jakim cudem jestem przy zupełnym zdrowiu. Stoję podczas pracy do pasa w wodzie. Z odzieży już nic nie mam. Więcej niż połowa chłopców jest chora na czerwonkę. Myślę, że niedługo kolej na pozostałych. [...]
Proszę Was, pamiętajcie, że macie jednego syna. Postarajcie się przez Gminę Żydowską wydostać mnie stąd. [...] Tylko drogą wykupienia mnie widzę wyjście. Inaczej myślą nas przesłać do obozu zimowego. W tym wypadku wątpię, byśmy się kiedyś mogli zobaczyć.
17 grudnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
20 lutego 1941 dowiedziano się w Płocku, że wszyscy Żydzi zostaną wygnani z miasta. Ludzie zaczęli się pakować i szykować do drogi. Wieczorem rozeszła się jednak wiadomość, którą przyjęto jako pewną, że będziemy mogli zostać na kolejne sześć miesięcy. Tego samego dnia zebrano pół kilograma złota dla przekupienia esesmanów i wszyscy byli pewni, że dzięki temu będzie można pozostać w mieście. [...]
Około czwartej rano usłyszeliśmy straszne walenie do bramy szpitala. [...] Wpadło dwunastu żołnierzy, krzycząc: „Za pięć minut gotowi do wyjścia, zrozumiano?!”. Zdenerwowałem się, nie wiedziałem, co robić, co będzie z chorymi, co ze sobą zabrać, co na siebie włożyć, co zdjąć... [...] Chorzy zaczęli schodzić z łóżek, położyli się przed drzwiami, abyśmy nie mogli wyjść i zostawić ich samych. Wszyscy krzyczeli, płakali, wyli. W środku tego całego hałasu weszli Niemcy. Wchodzili na chorych, deptali ciężkimi buciorami po głowach, kopali... Krzyk stał się jeszcze dzikszy, płacz jeszcze silniejszy, a Niemcy jeszcze bardziej szaleni. Dopadali chorych próbujących się ukryć — bijąc pałkami po głowach. Wykończyli prawie połowę szpitala. [...]
Z żoną i synem oraz lżej chorymi wybiegliśmy na zewnątrz. Przy bramie oficer zerwał ze mnie plecak, walnął mnie pięścią prosto w usta, wybijając mi dwa zęby. Upadłem w błoto. [...] Żołnierze popędzili nas dalej. [...] Szliśmy po leżących na drodze zabitych i rannych, aż doszliśmy do punktu zbiorczego, gdzie schodzili się ludzie z całego miasta.
O świcie, kiedy zebrało się około 4 tysięcy osób, rozkazano nam ustawić się w szeregi. Niemcy ustawili się po bokach ulicy, tworząc wąski szpaler. Zaczęła się gonitwa. Z kijami i żelastwem w rękach rozdzielano ciosy na prawo i lewo. Gnano nas w kierunku stojących w szeregu Niemców. Tam znowu — jak przez ogień. Bili pałkami, nahajkami, kolbami rewolwerów. Ściągnięto ze mnie palto i czapkę. [...] Innym ściągano kalosze razem z butami i kazano dalej biec boso, na wpół nago. [...] Na miejscu zostawały trupy lub ciężko ranni. Nie zwracano uwagi na to, czy ktoś leży na drodze w kałużach błota zmieszanego z krwią: martwy, ranny, ubrany czy nagi lub bosy. Łzy lały się razem z padającym deszczem i krwią, która ciekła z głów, oczu, nosów i ciał.
[...] Zaczęto nas gonić do samochodów. Kto nie wchodził wystarczająco szybko, był tak bity, że zostawał na miejscu. Bicie, potężne walenie, nie ustawało przez całą drogę do samochodu i na samochodzie. Wszyscy byli jak dzicy, oszaleli — gonitwa, dzika jazda, jeden samochód prawie najeżdżał na drugi. [...]
Tak oto zostaliśmy wypędzeni z Płocka, 21 lutego 1941, w ciągu jednego dnia. Tego samego dnia przyjechaliśmy do obozu karnego dla aresztowanych w Działdowie.
Płock–Działdowo, 21 lutego
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Nocą i dniem, koleją, wozami, autobusami jadą do nas Żydzi z miast i wsi polskich. Za nimi dom, wysiłkiem i trudem lat całych pracy zbudowany, przed nimi głód, nędza i bezrobocie. U progu nowego życia — kwarantanna. Duże sale dawnej szkoły szare są od brudu, kurzu i wyziewów ludzkich. Utrudzeni drogą, głodni, przybywają na miejsce, gdzie otrzymują kubek kawy i chleb — o ile jest. Tu ujawnia się nasza wspólna niedola. Nędza jest tym straszniejsza, że ci ludzie często mają jeszcze na chleb, ale nie mogą go kupić, bo nie ma gdzie. Kwarantanna znajduje się w dzielnicy aryjskiej, gdzie sprzedawanie Żydom jest zabronione. Patronat zaś nie ma pieniędzy na kupno chleba w potrzebnej ilości. [...]
Do kwarantanny kierowani są ci, którzy przyjeżdżają etapem, czyli najnieszczęśliwsi, którzy albo nie zdążyli w porę wyjechać, albo nie mieli pieniędzy na samodzielny wyjazd. Nędza! Majątku całego kilkadziesiąt lub kilkanaście złotych. [...] Do żydowskiej Warszawy ściągają legiony żebraków, bo jeżeli nimi jeszcze nie są w tej chwili, będą za tydzień. [...]
W ogromnej masie ludzkiej człowiek pojedynczy się zatraca. Ludzie są stłoczeni — nie można odróżnić twarzy. [...]
23 lutego 1941
Tej nocy odbyłam swój pierwszy dyżur. Napływ uchodźców był tak wielki, że nie tylko sala, ale i korytarz były zajęte. Ruch. Zamieszanie. Miejsca mało. [...] Do naszej kancelarii wpada lekarka z informacją, że jedna z przyjezdnych dopiero co kobiet zaczyna rodzić i natychmiast trzeba ją przenieść do szpitala. Inna kobieta przybyła z ośmiodniowym dzieckiem.
Całą noc dzielimy kawę. Ludzie chłoną ją w siebie, jakby chcieli nią zalać całą pożogę wojny, która ich ogarnęła. Przed łaźnią kolejki. Ciągną się wzdłuż schodów i korytarzy. Ludzie cisną się jeden za drugim. [...] Naprzeciw nas, przy okienku, stoją kobiety i czekają na kąpiel. Zniecierpliwione długim czekaniem płaczą. Wskazują na małe dzieci, pytają zrozpaczone: „Ludzie, czego od nas chcecie?”. [...] Nie odpowiadamy. Cóż zresztą mamy odpowiedzieć...
Pracujemy od południa poprzedniego dnia, a tu już świt niedługo, jesteśmy już zmęczeni, obojętni.
Warszawa, ok. 23 lutego
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Piszę ten list dwa dni po przybyciu z drogi. Znajduję się w Żarkach, powiat Radomsko, 40 kilometrów od Częstochowy. Jestem tu z matką. Bez dachu nad głową, bez odzieży i bez pieniędzy. Proszę pójść do płocczan, aby natychmiast nam udzielili jakiejś pomocy, gdyż umieramy z głodu i zimna. Proszę o pomoc!!! Zostaliśmy wysiedleni 20 lutego.
W obozie w Działdowie byliśmy sześć dni. Na miejsce przybyliśmy 28 lutego. Jesteśmy w opłakanym stanie. Konamy. NATYCHMIAST POMOC!
Żarki, k. Częstochowy, 2 marca
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
15 marca
TOZ [Towarzystwo Ochrony Zdrowia] przydzieliło dla naszego punktu lekarkę i siostrę, które po ogólnej wizytacji stwierdziły kilka wypadków tyfusu plamistego, zawszenie, świerzb i ogólne osłabienie powodowane głodem. Zarządzono kąpiel, a dla sal, gdzie wydarzył się dur — kwarantannę. Żadnych medykamentów nie posiadamy. Patronat przystąpił dziś do akcji dożywiania. Przysłał nam po kawałku chleba (7 deko) i kawy (lury) dla każdego uchodźcy, a na obiad dość rzadką zupę. [...]
19 marca
Dziś odwiedziła nasze schronisko delegacja Patronatu. Kilku panów o dość miłej powierzchowności i jedna pani. Do wnętrza sal goście nie wchodzili w obawie zarażenia. Nasi podopieczni zaczęli ich prosić, aby zlitowali się i nie żądali dziesięciogroszówek za chleb. W trakcie tego dialogu odezwała się pani z Patronatu, mówiąc, że nie rozumie, jak można nie mieć 10 groszy. W tym samym czasie na sali piątej umierał człowiek [...]. Nazajutrz lekarka wypisała na karcie zgonu przyczynę: śmierć głodowa.
20 marca
Sala o trzech oknach, 70 osób, pryczy 25. Ciżba brudnych, zawszonych, głodujących leży na tych narach, nie rozbierając się, już cztery tygodnie. Wchodząc na salę nie widzi się ludzi, lecz kłębowisko szmat. [...] Dziś nie było chleba z powodu niezainkasowania dziesięciogroszówek.
Warszawa, 15–20 marca
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
24 marca
Dziś znowu nie było chleba. Zawszenie jest okropne. Przewidujemy znowu kąpiel, ale to nie zmieni stanu rzeczy, gdyż nie ma bielizny, pościeli, odzieży, mydła i ciepłej wody. Przybyło do nas pięcioro niedorozwiniętych dzieci i czterech starców. Poziom umysłowy kalek nie pozwala na ustalenie personaliów. Ulokowaliśmy ich w separatce. Potrzeby fizjologiczne załatwiają na pryczy. Okropny widok. Przyglądając się temu, stwierdzamy, że morderstwo przez litość może być usprawiedliwione. Postanowiliśmy jak najmniej się nimi opiekować, aby mogli jak najprędzej zakończyć swoje nieszczęsne bytowanie. Nie zanosimy kalekom jedzenia. Oddajemy ich porcję strawy zdrowszym dzieciom, zamiast w takim ciężkim okresie podtrzymywać przy życiu nieuleczalnych. [...]
26 marca
Od kilku dni Patronat przysyła dla dzieci mannę. Do przydzielonej nam porcji dolewamy wodę, aby starczyło dla wszystkich dzieci. [...] Jednemu dziecku przypadają trzy łyżki od herbaty. Mleko również otrzymujemy: 3–4 szklanki dla pięćdziesięciorga dzieci w wieku do lat trzech.
Warszawa
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
W pierwszy z półświątecznych dni Pesach [15 kwietnia] wybrałem się do Jointu [...]. W obecnych czasach przejść z Twardej na Tłomackie jest nie lada wyczynem. [...] W domu drzwi się nie zamykają — ludzie przychodzą dowiedzieć się, czy jest coś od Jointu na święta. Ameryka przecież wysyła... Więc nie mogłem się powstrzymać i poszedłem. Ale nie tak po prostu: poszedłem. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte, przy każdym strażniku zdjąć czapkę i po dokładnej ocenie, czy nie będzie już więcej straży, można iść trochę spokojniej...
Nagle czuję, że mocna ręka chwyta mnie za ramię — zapowiedź okrucieństwa. Zadrżałem, krew zastyga w żyłach, a w uszach dźwięczy jak dzwon: „Komm, komm verfluchter” [Chodź, chodź przeklęty]. Pełna ludzi ulica pustoszeje. Widzę tylko demonicznego żandarma z nahajką w ręku, który prowadzi mnie do samochodu z cegłami. Dopiero teraz orientuję się, że złapano mnie do pracy. Wpychają mnie do samochodu, wpadam na złapanych już wcześniej trzech Żydów. W tej samej chwili przypominam sobie o moim 12-letnim synku, który mi towarzyszył.
Przez szparę w samochodzie widzę, jak płacząc prosi żandarma, który go odpycha. Samochód rusza. Chłopiec próbuje biec za nim, ale szybko pozostaje w tyle — sam w otchłani warszawskich ulic. Jedziemy. Łapią jeszcze kilku Żydów, głównie z brodami. [...] Wywieziono nas z miasta, na placówkę, gdzie pracuje 200 robotników opłacanych przez Gminę. Nasza piątka wcale nie była potrzebna do pracy, tylko do celów sadystycznych — żeby się z nami radośnie zabawić. Dla zachowania pozorów kazano nam pracować przy schronach razem z wynajętymi robotnikami. W porze obiadowej wszyscy robotnicy poszli jeść. Nas w tym czasie ustawiono twarzą do ściany i oświadczono, że zostaniemy rozstrzelani. Dokładnie spisano nasze nazwiska i wiek. [...] Ze wszystkich stron otoczyli nas oficerowie z aparatami fotograficznymi.
Robiliśmy różnego rodzaju ćwiczenia, a każda faza trwała kilka minut i była fotografowana. Kazano nam klękać, padać i tarzać się w błocie, rozebrać się i krzyczeć, że jesteśmy z tego zadowoleni. Bito nas przy tym i kopano; cynicznie się śmiano, depcząc po nas. Następnie przynieśli dwie pary dużych, krawieckich nożyc, którymi kazali nam obcinać sobie nawzajem brody. Jeśli ktoś niedostatecznie szybko i dokładnie wypełniał zadanie, podchodził sadysta i nauczał, w jaki sposób tnie się po uszach i twarzy. Wszystko to było wielokrotnie fotografowane.
Warszawa, 15 kwietnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
17 kwietnia 1941. W przeddzień świąt [paschalnych] rozegrały się straszne sceny w lokalu organizacji uchodźców. Zebrało się tam 7–8 tysięcy uchodźców, którzy czekali na macę i paczki [z żywnością]. [...] Zgłosili się po paczki ludzie uważani w swoim środowisku za zamożnych, [którzy jeszcze] niedawno pomagali innym. Nie sposób opisać rozpaczy tych, którzy [paczek] nie dostali. [...]
Gmina nie dostarczyła [do obozów pracy] odpowiedniej liczby ludzi. Dlatego też policja żydowska wraz z polską musiały wyłapywać tych, którzy uznani zostali za zdatnych, otrzymali powołania, lecz nie stawili się. Rzecz oczywista, że nie nocowali oni w domu. Łapano nawet ludzi w wieku ponad pięćdziesiąt lat. [...] Była to prawdziwa orgia. Młodsi ludzie ukrywali się na dachach, w piwnicach, w kuchniach ludowych i innych lokalach publicznych.
Dni 19–21 kwietnia pozostaną na zawsze w pamięci ludności żydowskiej w Warszawie. Gmina, wspomagana przez policję żydowską, powróciła do starych, smutnych tradycji łapanek na ludzi. [...] Pierwsza noc była straszna. To właśnie wtedy nadano policji żydowskiej „honorowy” przydomek „gangsterów” [...]. Żydowska i polska policja, zamiast szukać tych, którzy się ukryli [...], otoczyły szereg kamienic i zażądały okupu. [...] Zabierano, rzecz zrozumiała, tylko tych, którzy nie mogli się wykupić, i tych, którzy zostali zwolnieni jako chorzy lub jako jedyni żywiciele rodzin.
Warszawa
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Nie ma usprawiedliwienia dla podłych kreatur, które powodowane chęcią zysku stały się funkcjonariuszami przemocy. Nie ma usprawiedliwienia dla panoszącej się na ulicy żydowskiej korupcji, która zrzuca cały ciężar obozów pracy na barki wygłodzonej i wyczerpanej biedoty getta. Obozy pracy, które były i są aktem gwałtu i przemocy ze strony rządzącego faszyzmu, powinny napotkać bierny, lecz zdecydowany opór [...]. Nie ma w naszych szeregach miejsca dla ludzi, którzy bądź z własnej woli, bądź też na wezwanie stawiają się sami do obozu. Wzywamy was do dołożenia wszelkich starań i wysiłków celem ukrycia siebie i towarzyszy przed obozami pracy. Wzywamy was do utrudniania w miarę możliwości funkcjonariuszom bezprawia wykonywania ich niecnych zadań.
Warszawa, 21 kwietnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Warszawa. Wywiezienie funkcjonariusza funkcjonariusza Służby Porządkowej do niemieckiego obozu pracy
25 kwietnia 1941 o godzinie 21.30, po wyjściu z siedziby rejonu II Służby Porządkowej, gdzie odbyła się odprawa służby nocnej, zostałem na ulicy Żelaznej, wraz z porządkowymi Rotsztajnem i Fizenfeldem, otoczony przez kilku uzbrojonych funkcjonariuszy Lagerschutzu [straży obozowej], poturbowany gumowymi pałkami, pozbawiony czapki, opaski i numeru służbowego oraz pod groźbą użycia karabinu brutalnie popchnięty do szeregów przechodzącej kolumny obozowiczów. Moje próby wyjaśnienia, że pełnię w tej chwili służbę, że posiadam legitymację podpisaną przez władze niemieckie i że Służba Porządkowa jest wolna od pracy w obozach, dały efekt wręcz odwrotny — spowodowały cały szereg nowych uderzeń gumowymi pałkami po twarzy i plecach. Usiłowałem, przechodząc przez wylot na Chłodnej, zwrócić się do pełniącego tam służbę wartownika niemieckiego, aby spowodować jego interwencję, ale zostałem siłą odepchnięty przez kilku funkcjonariuszy Lagerschutzu [...].
Pognano nas bez czapek, pod gradem uderzeń, aż do Dworca Wschodniego, zmuszając po drodze do dźwigania na barkach odstających obozowiczów, przy czym członkowie Lagerschutzu stale odgrażali się: „My wam pokażemy za wasze skargi przed Niemcami, żywymi was nie wypuścimy! Jak psy zakatrupimy”. [...] Tak zawlekli mnie koleją do Garwolina, stamtąd do odległej o 25 kilometrów Wilgi i posadzili w obozie pracy, bez ekwipunku, bez koców, bez jedzenia, bez możności zawiadomienia o moim losie rodziny.
Warszawa, 25 kwietnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Lwów, 1 czerwca
21 miesięcy minęło pod władzą Sowietów. [...] Boimy się najwięcej tego, że nas już stąd nigdy nie wypuszczą. Granice Związku Sowieckiego to gorsze niż mur chiński. Odepchnięci od Zachodu, od swego kraju, od kultury burżuazyjnej, demokratycznej, zachodniej, drżymy, że już nigdy nie powrócimy do swoich, do domu, do kultury europejskiej. Ta obawa dożywotniego pobytu w raju bolszewickim najbardziej nas przytłacza. Z lekkomyślnością bardziej niż karygodną, bo mieliśmy już smutne doświadczenie, nie myślimy o możliwości wojny na tym terenie, prowadzimy strusią politykę „niech na całym świecie wojna”... Cieszymy się z bezpieczeństwa, jakie rzekomo daje pakt niemiecko-sowiecki, wzdrygamy się na myśl o bombach niemieckich i o tym wszystkim, co one ze sobą przyniosą, a co już raz przeżyliśmy, i udajemy przed sobą, że wierzymy w pokój, bo tak sobie życzymy. [...]
12 czerwca
[Polacy] z coraz większą nienawiścią odnoszą się do bolszewików i coraz nieufniej przyjmują oferty przyjaźni, choć wiedzą, że w razie konfliktu z Niemcami — Rosja pomoże w wyzwoleniu Polski. Tylko Żydzi nie wahają się, bez względu na swój uczuciowy czy rozumowy stosunek do Związku, choć ucierpieli, choć ich majątki skonfiskowano, ich rodziny wywieziono, mimo to liczą jedynie na Rosję, bo wszystko jest lepsze od Niemców. [...]
20 czerwca
Obawiamy się wojny [...]. Rozsądniejsi zaczynają już myśleć o czynieniu zakupów, a są nawet tacy, którzy marzą o tym, aby ich wywieźć na Sybir czy do Kazachstanu. Ludzie kupują sobie putiowki (karty podróży i pobytu w uzdrowiskach) na Krym i Kaukaz, byle dalej na wschód. Są i tacy, którzy wnoszą podania do swych urzędów z prośbą o przeniesienie ich na skromniejsze nawet stanowisko, ale do Charkowa, Donbasu i dalej. Niektórzy żałują, że ukrywali się rok temu przed NKWD, które szukało ich, aby wywieźć.
Lwów
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Szpital „Czyste” właściwie przestał być szpitalem. Nie jest on nawet przytułkiem, albowiem człowiek chory — poza pozbawioną środków pomocą lekarską — nie znajduje tu dosłownie nic. Żywienie chorych w szpitalu jest zupełną fikcją. Porcje jedzenia, dające razem około 700 kalorii dziennie, nie są w stanie, w minimalnym choćby zakresie, podtrzymać organizmu. Toteż chory, który na swe nieszczęście musi przebywać w szpitalu dłużej, a nie ma środków na żywienie się na koszt własny, dostaje w szpitalu (!) obrzęków głodowych i szybko umiera z głodu — niezwykły postęp leczenia głodowego! [...]
Drugą fikcją w naszym szpitalu stała się czystość. Chorzy leżą bardzo często bez bielizny, a szycie nowej, z zakupionego po długich tarapatach płótna, jest kolosalnie utrudnione z powodu braku funduszy... na nici. Brak również dostatecznej ilości materacy. Sienników wprawdzie szpital trochę posiada, lecz nie można do nich dostać słomy — sprawa rozbija się znów o brak gotówki. Skutek: w jednym łóżku leży po dwóch chorych — i to na oddziałach zakaźnych.
Szpital posiada o wiele za mało łóżek. Epidemia wciąż trwa. Przypadków chirurgicznych jest dużo. [Ale] [...] szpital nasz nie jest obecnie szpitalem i dłużej w takich warunkach egzystować nie może!
Warszawa, 4 czerwca
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
22 czerwca
Grom z jasnego nieba. [...] Żydzi są przerażeni. Nikt nie chce widzieć Niemców na oczy, ale wszyscy są przekonani, że wkroczenie ich to już nie kwestia dnia, lecz godzin. Uchodźcy nie mają tu swoich rzeczy, więc prędzej decydują się na ucieczkę, choć mało kto wierzy w skuteczność, mając już praktykę, że Niemcy wszędzie potrafią doścignąć. [...]
28 czerwca
Od nocy do wieczora przebywamy w schronach. Bombami nie przejmujemy się wcale, ale smutni jesteśmy i bezradni, przybici i zrezygnowani. Już dawno stwierdziłem, że wszystko trzeba w życiu przeżyć. Że Niemców nie można uniknąć. Tak, poznamy dolę żydowską u Hitlera. Trzeba na najgorsze być przygotowanym i ze stoicyzmem przyjąć wszystko, co nas spotka.
Lwów
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
30 czerwca Niemcy wkroczyli do Lwowa. [...] Przed sklepami spożywczymi olbrzymie kolejki. Dochodzi do coraz częstszych niesnasek, Żydów wypychają, obrzucają ich najgorszymi epitetami. Atmosferę pogromową wzmagają opowiadania o okrucieństwach bolszewickich. [...]
Niemcy wykorzystali to. Rozdmuchali tę sprawę do potwornych rozmiarów. Kazali rozkopać groby w więzieniach. Olbrzymie tłumy ciągnęły tam, jak na pielgrzymkę. „Męczennicy narodu zakatowani przez katów żydowskich z NKWD.” [...]
Po ulicach grasowały bandy, napadały na Żydów, których bito w okrutny sposób. Z mieszkań powyciągano mężczyzn Żydów do uprzątnięcia trupów. Tłumy zgromadzone przy więzieniach, uzbrojone w laski, żelazne drągi, tworzyły szpalery, którymi przechodzili Żydzi. Bito ich, czym popadło. A gdy wreszcie skopani, ociekający krwią dotarli do „miejsca pracy”, musieli wygrzebywać trupy i układać je w grobach. Przy tej okazji podlegali najbardziej wyrafinowanym torturom. [...] Część skatowanych Żydów wróciła do domów, ale znaczna część już nie.
Lwów, 30 czerwca–3 lipca
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
[14 października 1941] dowiedzieliśmy się, że tego dnia wyprowadzili 3 tysiące Żydów z drugiego, mniejszego getta i zastrzelili w Ponarach. Pogłoski, że wymordują dwie trzecie Żydów z pierwszego getta, nasilały się z minuty na minutę. Wszystkich ogarnął strach i przerażenie. Wszyscy, którzy mieli pieniądze lub wartościowe przedmioty, przekupywali Niemców oraz Litwinów i w niemieckich autach uciekali do Warszawy, Białegostoku, Lidy i Grodna.
Nie miałam pieniędzy. [...] Postanowiłam się ratować. Trzeba było ryzykować, bo wszystko by przepadło. Razem z przyjaciółką nałożyłyśmy na głowy chustki, jak sziksy [dziewczyny nie-Żydówki], wzięłyśmy koszyki do rąk, dołączyłyśmy do grupy robotników i szczęśliwie przeszłyśmy przez wachę; nie zabrałyśmy ze sobą żadnych dokumentów. Kiedy byłyśmy poza gettem, zdjęłyśmy znaki hańby [opaski z gwiazdą Dawida], które miałyśmy przykryte chustkami.
19 października 1941 opuściłyśmy Wilno. Przyszłyśmy na ,,cmentarz żydowski” w Ponarach. Dzień był bardzo deszczowy. Zatrzymało się przy nas auto z Niemcami i Litwinami; zaprosili nas jako Polki do samochodu. W czasie podróży bez przerwy mówili o Żydach, że trzeba ich wszystkich wymordować. Udawałyśmy, że nic nie rozumiemy, rozmawiałyśmy między sobą po polsku. Niemcy kilkakrotnie próbowali wejść z nami w rozmowę, ale wzruszałyśmy ramionami i udawałyśmy, że nie rozumiemy słowa po niemiecku. Jeden Litwin próbował nawet zagadywać i dowcipkował, że jesteśmy Żydówkami, ale tak go wyśmiałyśmy, iż on też dał się przekonać, że jesteśmy Polkami od pokoleń.
Po 20 kilometrach jazdy wysiadłyśmy z auta. Stał tam akurat inny samochód, przy którym majstrował jakiś cywil. [...] Zaproponował, że nas podwiezie 5 kilometrów. [...] W czasie jazdy powiedział, że zaprosił nas, bo poznał, że jesteśmy Żydówkami. Bał się, by Litwin, z którym rozmawiałyśmy wysiadając z auta, nie rozpoznał w nas Żydówek, bo wtedy byłybyśmy stracone. „Ten Litwin — powiedział — ma tysiące Żydów na sumieniu, których rozstrzelał z Niemcami i innymi Litwinami w Ponarach.”
W czasie opowiadania bardzo się rozpłakał. „Litwini i Niemcy — mówił dalej — przed rozstrzelaniem rozbierają Żydów do naga, bo szkoda im niszczyć ubrań — później je zabierają. Wszyscy sąsiedzi z okolic Ponar nie mogą już wytrzymać i patrzeć na ten nieludzki mord.” Znowu się rozpłakał. Uspokoiwszy się, dał nam wiele wskazówek, jak mamy zachowywać się na drodze.
[...] Weszłyśmy do pierwszej chaty, szukając noclegu. Chłop — bardzo przyjazny — pozwolił nam zanocować i dał nam jeść. Stwierdził, że jesteśmy Żydówkami. Bardzo się dziwił, w jaki sposób dotarłyśmy z Wilna aż tutaj, w jaki sposób zostałyśmy przy życiu. [...] Opowiedział, że w Ejszyszkach Litwini wyprowadzili wszystkich Żydów — mężczyzn, kobiety i dzieci — na cmentarz żydowski, rozebrali do naga i zastrzelili. Opowiadając z detalami o tych wydarzeniach, bardzo się rozpłakał. Żałował zwłaszcza rabina.
Wileńszczyzna, 14–19 października
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Żyjemy w więzieniu. Przyglądając się opuchniętym, na wpół nagim postaciom, leżącym pokotem na ulicach, doznajemy uczucia, że zostaliśmy zepchnięci do poziomu zwierząt, podludzi, bezdomnych i zaniedbanych. Wychudłe, podobne do trupich czaszek twarze żydowskie, widok gasnących na naszych oczach dzieci — przywodzą na myśl obrazy głodu w Indiach czy leprozoria trędowatych. A jednak rzeczywistość getta przerasta naszą wyobraźnię i tylko jedno mogłoby nas jeszcze przerazić — masowe ludobójstwo zamiast stopniowego wyniszczania i powolnego wymierania.
I choć lęk zamyka usta, to trzeba jednak przyznać, że nagła i gwałtowna śmierć byłaby, być może, dla ginących z głodu wyzwoleniem, gdyż oszczędziłaby im długotrwałych mąk i straszliwej agonii... A jednak... jesteśmy ludźmi, nie zapomnieliśmy, że jeszcze niedawno, zaledwie przed dwoma laty, byliśmy wolni! O, jakże jesteśmy upokorzeni i nieszczęśliwi!
A jednak... chcemy żyć jak ludzie wolni, chcemy żyć i tworzyć! [...] Pragniemy, żeby te właśnie wieczory literackie, które dziś inaugurujemy, stały się jednym z dowodów naszego instynktu przetrwania, przypominały naszą przeszłość i budziły nadzieję na przyszłość. [...] Młodzieży żydowska! Być może wśród was znajdują się przyszli pisarze, tacy jak Wajsenberg. Starajcie się wytrzymać, aż słońce wzejdzie i oświeci ziemię.
Warszawa, 14 listopada
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Pierwsze mrozy dały już o sobie znać i ludzie dygocą z zimna. Najstraszniejsze to marznące dzieci, dzieci o bosych nóżkach, gołych kolanach, w postrzępionej odzieży, które stoją milczące i płaczą. Dziś wieczorem słyszałem lament takiego małego, 3- lub 4-letniego szkraba. Z rana prawdopodobnie znajdę jego zmarznięte zwłoki.
Warszawa, 14 listopada
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Trzy dni temu, 20 listopada 1941, miał miejsce niewiele znaczący epizod. Do punktu na Dzielnej 6 podjechała riksza, a furman zrzucił wyjątkowy ciężar — zwolnioną po tyfusie ze szpitala młodą dziewczynę o wychudzonej, bladej twarzy. Ponieważ punkt na Dzielnej tymczasem przestał istnieć, „ładunek” ułożono na nowo, a furman skręcił w kierunku Gęsiej. Tu „wysypał” dziewczynę na podwórze jak kupę śmieci. W punktach tego podwórza nikt jednak nie chciał jej przyjąć. Chodziła od pryczy do pryczy, prosząc łagodnym głosem: „Ludzie serdeczni, zostałam jedna z całej rodziny, pozwólcie mi się ogrzać, przytulić, trzęsę się z zimna...”. Ale nikt nie chciał jej odstąpić ani części swojej zupy, ani miejsca w łóżku.
Noc zbliżała się z mroźnym wyciem wiatru przez wybite szyby zimnego punktu. W kącie, na podłodze, leżał ludzki kłębek, jęcząc i szczękając zębami. Nagle rozległ się śpiew: „Rozstaniemy się na zawsze, na zawsze...”. Dziewczyna zaczęła tańczyć miękkimi podskokami. Zamilkła, opadła na podłogę z głębokim westchnieniem.
Poranny promień oświetlił jej martwe ciało, ale nie było już jej palta ani butów.
Warszawa, 23 listopada
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Żydowska szkoła prowadzona w języku jidysz zwraca się do Was z apelem, aby otoczyć ją murem ochronnym i stworzyć jej możliwość egzystencji. [...] Bez książek, bez przyrządów szkolnych, w pustych ścianach, z głodnymi, bosymi dziećmi — oto jak żydowska szkoła stawia dziś swoje pierwsze kroki. Musimy zorganizować wszystko, co jest niezbędne. To jest nasz obowiązek.
Nasza szkoła nie będzie miała bogatych mecenasów — ale też ich nie potrzebuje. Potrzebuje gorącego serca i pomocnego ramienia. [...] Nie wolno stać z boku i „ja wierzę” obowiązuje. Wszyscy muszą stanąć do pracy, tego wymaga od nas sytuacja. Zwracamy się do Was z propozycją zostania przyjacielem szkoły żydowskiej, aby pomóc jej przetrwać te ciężkie czasy.
Warszawa, 15 grudnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Po wyjściu z samochodu policzono nas, ustawiono w rzędzie i ponownie przeliczono. Potem wybrano spośród nas ośmiu (tych, którzy nie potrafili dość energicznie kopać). Ludzie ci, milcząc i z opuszczonymi głowami, wyszli z szeregu.
[...] Cały teren obstawiony był przez żandarmów z karabinami maszynowymi, las naszpikowany patrolami żandarmerii. Żandarmów wzywano do nieustannej czujności. Ósemka wydzielonych pracowała w dole, około 20 kroków od nas. Jeden z nich, 19-letni Mechł Wilczyński z Izbicy, odezwał się do mnie: „Żegnaj, obyście pozostali przy życiu. My umieramy, ale wy spróbujcie wydostać się z tego piekła”. Inni milczeli, dobiegały tylko ich westchnienia.
Po dwóch godzinach przyjechało pierwsze auto z Cyganami. Stwierdzam stanowczo, że egzekucje dokonywane były w samym lesie. Samochód gazowy zwykle zatrzymywał się około 100 metrów przed zbiorowym grobem, ale dwukrotnie zatrzymał się w odległości około 20 metrów od grobu. Jak nam opowiadali „dołowi”, w kabinie szofera znajduje się specjalny aparat z przyciskami, połączony dwiema rurami z wnętrzem samochodu. Kierowca (było ich dwóch, w dwóch samochodach gazowych, zawsze ci sami) naciskał przycisk i wysiadał z kabiny.
Wkrótce potem dobiegały z wnętrza krzyki, rozpaczliwe szlochy i łomotanie w ściany. To trwało około piętnastu minut, po czym kierowca wracał do kabiny, gdzie świecił elektryczną latarką przez szybę do środka, by sprawdzić, czy wszyscy są już martwi, i podjeżdżał samochodem na odległość około 6 metrów od grobu. Po dodatkowych pięciu minutach postoju „Bykowiec” (komendant SS) rozkazywał czterem „dołowym” otworzyć drzwi. Buchał ostry zapach gazu. Odczekawszy znów około pięciu minut, „Bykowiec” wrzasnął: „Ihr Juden, geht tefilin legen” [Żydzi, kłaść tefilin], co oznaczało: wyrzucać zwłoki. Leżały one splątane, w brudzie własnych odchodów, wyglądały jakby dopiero co ułożone do snu, bez bladości policzków, z naturalną barwą skóry. Ciała były jeszcze ciepłe, tak że „dołowi”, jak nam mówili, ogrzewali się przy zwłokach.
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
9 stycznia
Trzeciego dnia robota przebiegała w sposób szczególnie okrutny i ciężki. [...] „Bykowiec” szalał. Podczas roboty udało nam się nieco zbliżyć do ośmiu „dołowych”. [...] Kiedy nie było wiele roboty (w tym momencie ich tak nie popędzano), Gerszon Praszker, stojąc w głębi grobu, wyciągnął modlitewnik, nakrył dłonią odkrytą głowę i odmówił modlitwę. Około jedenastej odezwali się do nas: „Giniemy straszną śmiercią, niechby to było odkupieniem za naszych bliskich, za cały naród. Więcej już nie zobaczymy świata”. [...] Skończyliśmy o wpół do szóstej. Jak zwykle, zabito owych ośmiu. [...]
10 stycznia
Około jedenastej zjawiło się pierwsze auto z ofiarami żydowskimi. Ofiary: mężczyźni, kobiety i dzieci — były w samej bieliźnie. Kiedy wyrzucano je z samochodu, podchodzili dwaj cywilni Niemcy i dokonywali dokładnej rewizji zwłok w poszukiwaniu kosztowności. [...] Dopiero po zjawieniu się tego żydowskiego transportu, wybrani zostali „dołowi”, jak zwykle — ośmiu. W transporcie byli Żydzi z Kłodawy, co stwierdził Gecel Chrząstkowski, sam kłodawianin. Po uporaniu się z tym pierwszym samochodem, „dołowi” wrócili do poprzedniej roboty, to jest do zakopywania zwłok. O wpół do drugiej było już drugie auto. W pewnym momencie Ajzensztab, również kłodawianin, zaczął cicho płakać, mówiąc, że nie ma już po co żyć, zobaczył bowiem, jak zakopywano zwłoki jego żony i 15-letniej jedynaczki.
Chełmno nad Nerem
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Tego dnia popędzano nas ze szczególnym bestialstwem. Nie pozwolono odczekać, by po otwarciu auta z ofiarami gaz się ulotnił. [...] Zaraz po pierwszym aucie przybyło drugie, a przed dwunastą było już trzecie. Kiedy poszliśmy na obiad, a owych ośmiu jeszcze pozostało w dole, by zakończyć partię, nadjechała czarna limuzyna, z której wysiadło czterech oficerów SS. Wysłuchali raportu „Bykowca”, ściskali mu dłoń z wielkim uznaniem. Dając wyraz swemu zadowoleniu, „Bykowiec” jeszcze raz skatował „dołowych”. Po odjeździe esesmanów ósemka „dołowych” też zabrała się do swego obiadu: gorzkiej kawy i zamarzniętego chleba. Około pierwszej nadjechało dalsze auto z ofiarami. Tego dnia, a pracowano do godziny szóstej, pochowano dziewięć aut, każde przywiozło 60 Żydów, razem przeszło 500 ofiar z Kłodawy.
W pewnej chwili mój kolega, Gecel Chrząstkowski, poznał swego 14-letniego syna, którego wrzucono do grobu.
Chełmno nad Nerem, 12 stycznia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
O ósmej rano byliśmy już przy wykopach. O dziesiątej nadjechało pierwsze auto z ofiarami z Izbicy. Do dwunastej zdołano obrobić trzy szczelnie wypchane auta. Z jednego z tych aut wyciągnięto ciało cywilnego Niemca. Był to jeden z kucharzy. Prawdopodobnie zauważył, że jeden z Żydów ma jakąś kosztowność, pobiegł więc za nim do auta, chcąc ją zrabować. W tym momencie jednak zatrzaśnięto drzwi. Jego krzyki i wrzaski puszczono mimo uszu i oto został uduszony razem z innymi. Zaraz potem, jak go wyciągnięto z auta, nadjechał specjalny wóz z pałacu z sanitariuszem. Zwłoki zawieziono z powrotem. Niektórzy mówili, że go zatruto celowo i że zatruje się wszystkich Niemców z załogi, by nie było świadków zbrodni.
[...] Tego dnia jedno z aut przez pomyłkę podjechało tak blisko do wykopu, że słyszeliśmy stłumione krzyki i rozpaczliwe wołanie oraz walenie w drzwi. Przed końcem pracy zastrzelono sześciu spośród „dołowych”. Przekroczywszy próg piwnicy, wybuchnęliśmy gorzkim płaczem. Po kolacji odprawiliśmy modły wieczorne i odmówiliśmy Kadisz. Spaliśmy kamiennym snem do rana.
Chełmno nad Nerem, 14 stycznia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Muszę jeszcze raz opisać całą okropność obszukiwania zwłok. Wyobraźcie sobie taką scenę. Ze spiętrzonego stosu ofiar ciągnie Niemiec trupa w jedną stronę, a drugi — w inną. Ogląda się szyje kobiet — czy nie ma złotych łańcuszków, a jeżeli są, zrywa się je od razu. Z palców ściąga się obrączki. Złote zęby wyrywa się z ust obcęgami. Potem ustawia się trupa, rozsuwa mu nogi i kładzie rękę do jego kiszki stolcowej. Ze zwłokami kobiet robi się to samo od przodu. Choć działo się tak każdego dnia i przez cały czas, za każdym razem burzyło to krew w żyłach i doprowadzało do wściekłości.
Podczas obiadu doszła mnie smutna wiadomość, że moi kochani rodzice i mój brat leżą już w grobie. O pierwszej byliśmy znów przy robocie. Starałem się podejść bliżej do zmarłych, by po raz ostatni przyjrzeć się moim najbliższym. Oberwałem przy tym zamarzniętą grudą ziemi od „dobrodusznego” Niemca z fajką, a „Bykowiec” do mnie strzelił. Nie wiem, czy nie chciał trafić, czy też nie udało mu się, dość iż ocalałem. Nie zważając na mój ból, pracowałem bardzo szybko, aby zapomnieć choć na chwilę o strasznej stracie. Zostałem sam, osamotniony na świecie jak kołek. Z mojej rodziny, która liczyła sześćdziesiąt osób, jestem jedynym żyjącym.
Chełmno nad Nerem, 15 stycznia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
W robocie nowi łódzcy grabarze zostali strasznie pobici przez „Bykowca”. Miały to być „wskazówki”, jak pracować. Około dziesiątej przybyło pierwsze auto. Do pierwszej pogrzebaliśmy cztery transporty. Wszystkie ofiary pochodziły z Łodzi. Z ich wychudzenia i podług tego, jak ich ciała pokryte były ranami i wrzodami, poznawało się łódzki głód. Współczuliśmy im, mówiąc, że tak długo cierpieli w getcie i głodowali, aby tylko przetrwać ciężkie czasy, a teraz skończyli taką straszną śmiercią. Zmarli niewiele ważyli. [...]
Po obiedzie „Bykowiec” znów wypił butelkę wódki i znów bestialsko katował. W tym czasie pogrzebaliśmy cztery dalsze transporty. W końcu zastrzelono siedmiu grabarzy. Od tego dnia zaczęto polewać groby chlorkiem, gdyż czuło się silny odór rozkładających się ciał.
Chełmno nad Nerem, 16 stycznia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Warszawa. Posiedzenie Żydowskiej Samopomocy Społecznej w sprawie ratowania życia aresztowanych Żydów
Dr [Emanuel] Ringelblum otworzył posiedzenie. Wyjaśnił, że — zgodnie z informacją podaną przez przewodniczącego Judenratu — [w getcie] jest 1500 futer, co oznacza sumę 1,5 miliona złotych; sumę, która może uratować od śmierci ponad 300 Żydów, siedzących w więzieniu na Gęsiej. Władze zapewniły, że zwolnią, za wyżej wymienioną sumę, wszystkich Żydów skazanych na śmierć, jak również Żydów, którzy jeszcze czekają na wyrok za przejście granicy. Gmina zaczęła już akcję wśród bogatych Żydów.
[Emanuel Ringelblum:] „Wezwaliśmy przedstawicieli Komitetów Domowych, aby umożliwić masom ludowym udział w tej wielkiej akcji. Mimo że Gmina może z łatwością uzyskać potrzebną sumę u bogatych Żydów, gdy zwróciła się do nas w tak ważnej sprawie, natychmiast przyjęliśmy tę propozycję, szczególnie po [wcześniejszym] przeprowadzeniu egzekucji na 23 Żydach. Jest świętym obowiązkiem Żydów pobrać specjalne listy i odwiedzać mieszkańców poszczególnych domów, aby każdy opodatkował się na rzecz uratowania naszych braci i sióstr.”
[...]
Radny [Judenratu Henryk] Rozen przekazuje swoje wrażenia z odwiedzin w więzieniu: „Kiedy aresztowanym doniesiono, że istnieje nadzieja na ich uwolnienie, płakali z radości. Dlatego trzeba z całą energią przystąpić do akcji. Należy natychmiast zwołać zebrania w domach. Przeciw bogaczom, którzy odmówią wypełnienia braterskiego obowiązku, zostaną zastosowane specjalne sankcje”.
Dyrektor [Jointu Icchak] Giterman wygłasza końcowe przemówienie: „Jest mało czasu. Zaledwie dwa dni na przeprowadzenie akcji. Warszawscy Żydzi mają bardzo złą opinię wśród innych Żydów. Tylko w Warszawie jest możliwe, że z jednej strony funkcjonują restauracje i kabarety, z drugiej [na ulicach] poniewierają się ciała martwych mężczyzn, kobiet i dzieci. Warszawscy Żydzi nie mogą dopuścić do krwawych zachowań Kaina, aby z powodu pieniędzy zginęli ich rodzeni bracia i siostry. Dokładnie tak, jak niedawno Żydzi stali w kolejkach, aby oddać futra, bo groziło im niebezpieczeństwo, tak i teraz trzeba stanąć w kolejkach, aby oddać pieniądze, bo grozi niebezpieczeństwo drugiemu Żydowi. Lwowscy Żydzi wpłacili 20 milionów rubli za żydowskich zakładników. To samo musi teraz zrobić żydowskie środowisko Warszawy”.
Zebranie osiągnęło swój cel. Zgromadzeni godzinami stali przy okienkach, aby otrzymać druki do przeprowadzenia zbiórki. Tego samego wieczoru w domach na terenie całego getta odbyły się zbiórki pieniędzy.
Warszawa, 16 stycznia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Przed odejściem do robót odmówiliśmy modlitwę — spowiedź przedśmiertną. Tego dnia pogrzebaliśmy siedem szczelnie wypełnionych aut z łódzkimi ofiarami. Po obiedzie przybyło pięciu esesmanów, oficerów, którzy przyglądali się temu procederowi. O piątej, przed zakończeniem roboty, nadjechał samochód osobowy z rozkazem, by zastrzelić szesnastu ludzi. Przypuszczaliśmy, że była to kara za ucieczkę Abrama Roja (uciekł w piątek o dziesiątej wieczorem). Wybrano szesnastu ludzi, kazano im ułożyć się warstwami po ośmiu twarzą do zwłok i z karabinów maszynowych przestrzelono głowy.
Chełmno nad Nerem, 17 stycznia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Powinniście [...] wiedzieć, iż to, co się do tej pory działo po kryjomu, w tajemnicy, należy ogłosić wszem i wobec. Musicie alarmować, szukać bez wytchnienia jakiegoś wyjścia, jakiegoś sposobu ocalenia pozostałych Żydów przed — uchowaj Boże — śmiertelnym zagrożeniem. Nie wolno opuszczać rąk, nie wolno milczeć! Musicie uczynić wszystko, by ocalić życie tysięcy braci. Każda chwila się liczy! Jesteście przecież, oby tak dalej, jedną z największych gmin żydowskich.
Grabów, 21 stycznia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Nie bierzcie mi za złe, że wcale Wam nie odpisywałem. Jestem bowiem tak przygnębiony nieszczęściem, które mnie niedawno spotkało, że doprawdy pisanie przychodzi mi z trudem. Wysłano moich kochanych Rodziców tam, skąd już nigdy nie wrócą. Wysłano ich z 2 tysiącami innych nieszczęśliwców [...]. Zeszłoroczna historia, tylko w szerszym zakresie. Fala, która zmywa po kolei miasto za miastem już to doszczętnie, już to zostawiając gdzieniegdzie nielicznych rozbitków. Nie wiem, czy o wszystkim szczegółowo wiecie, czy jesteście w stanie wszystko pojąć, czy w końcu sobie zdajecie sprawę z ogromu nieszczęścia, jakie nasz naród spotkało. [...] Zostało nas 150. Na razie cicho.
Kalisz, 19 lutego
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Jestem żydowskim poetą. Każdego dnia, kiedy myję swoje ciało — tylko skóra i kości, nie ma ono już zupełnie mięśni — zastanawiam się, co to oznacza. Czy jestem już przeznaczony na śmierć? Okrywam szybko ostatnią koszulą wiązkę moich kości. Drżą moje blade wargi, a moje smutne serce staje się jeszcze bardziej zgnębione. Jestem żydowskim poetą. Zwracam się do Was z prośbą o miesięczne finansowe wsparcie. Jestem bardzo wyczerpany, padam z nóg. Gdyby okazało się to niemożliwe, proszę o szybką, jednorazową pomoc finansową.
Mam nadzieję, wielce szanowny i ukochany Panie Guzik, że wyjdzie Pan naprzeciw mojej uniżonej prośbie.
Warszawa, 27 lutego
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Życie, zwłaszcza życie tak dojrzałe do śmierci, jak to nasze w zamkniętym mieście, preparuje niekiedy przedziwnie jaskrawe, symboliczne skróty, niczym melodramatyczne pomysły banalnego filmu. Oto raz widziałam na własne oczy opodal bramy domu, gdzie mieści się kuchnia i zarazem rejon policji żydowskiej, u wejścia do cukierni, trupa dziecięcego przykrytego płachtą plakatu „Miesiąca Dziecka” z napisem: „Ratujmy dzieci! Nasze dzieci muszą żyć!”.
Warszawa, 6 marca
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
„Żyjemy” — nie wiadomo, po co i dla kogo. Oddaliśmy cztery najukochańsze dla nas istoty. Jak okropna była ich śmierć. Razem z 2 tysiącami naszych braci i sióstr. We wspólnym grobie. Takiej szechity [rzezi] nigdzie i nigdy nie było. Nie szczędzili brzemiennych kobiet, drobnych dzieci i starców. Krew lała się strumieniem. Genia [niemiecka policja] przyjechała niespodziewanie rano, otoczyła dzielnicę i razem z autochtonami [formacjami ukraińskimi] hulała do wieczora.
Gdyby przynajmniej zwolnili Imeczka — to cudo — mielibyśmy cel i jakiś punkt zahaczenia. A tak, z każdym dniem, z każdą chwilą wzmagają się nasz ból i nasza rozpacz. Nie mogę w żaden sposób pogodzić się z myślą, że Ich nie ma. Zamykam oczy i widzę Ich przed sobą. W uszach mam ciągle brzęczący śmiech Imeczka. [...] W nic już nie wierzę, w żadne Opatrzności, jeśli mogły dopuścić, by tak czyste i niewinne istoty szły na rzeź jak barany. I co dalej? [...]
Najwięcej męczy mnie świadomość niemocy. Człowiek jest bydlęciem [...]. Nie, nie ma już dla mnie ukojenia. Człowiek nie ma w sobie serca, tylko kamień; inaczej musiałoby już dawno pęknąć.
Rohatyn, 20 marca
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Wyruszyłem z ręcznym wózkiem do zwożenia trupów o godzinie dziesiątej rano. Wózek ten odbył już tego dnia jedną turę i zwiózł trzy trupy. Teraz jedziemy dalej. Wyruszamy z cmentarza. Na kartce jest sześć adresów. [...]
Ulica Franciszkańska 21. W drugim podwórku znajduje się synagoga, w niej punkt dla uchodźców, jeden z najgorszych, jakie widziałem. Pod synagogą mieszczą się duże piwnice, zupełnie otwarte. Schodzimy. Duże podziemie skąpo oświetlone jest światłem dziennym, wpadającym przez dwa małe okienka. Pod ścianami kilka barłogów. [...] Na jednym [...] leżą dwie ludzkie postacie. Jakiś strzęp ludzkiego istnienia informuje, że to właśnie jest zmarły.
Na jednym barłogu leży żywa jeszcze matka i dwudziestokilkuletni syn, który umarł przed trzema dniami. Grabarze biorą lekkiego jak wiór trupa i wynoszą [...]. Matka ani drgnie. Nawet głowy nie odwraca. [...] Grabarze z trupem dochodzą do wózka, biorą rozmach i wrzucają byłego człowieka możliwie głęboko, by nie zajmował dużo miejsca. O trumnie nie ma mowy. [...]
Na Smoczej, Stawkach, placu Parysowskim — obraz jest wszędzie uderzająco podobny. Suterena albo strych. Barłóg szmat albo tapczan bez pościeli. Trupy albo obrzękłe, albo wysuszone na kość. I nigdzie żadnego, najmniejszego wzruszenia ze strony najbliższej rodziny. [...]
Na zakończenie wzięliśmy trupa z ulicy. Grabarze szepczą sobie coś na ucho. Pokazują na łachmany okrywające zmarłego, na cholewy jego niegdyś wysokich butów. Jestem im niewygodny. Ale i sam mam dosyć. Odchodzę i nie przeszkadzam w obdarciu człowieka — zmarłego z głodu i zimna na ulicy.
Warszawa, 15 kwietnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Samochód SS. Jak co dzień, esesmani jadą przez żydowskie ulice na Pawiak. Znów pobili Żydów na rogu Dzielnej i Zamenhofa. trzy żydowskie głowy, rozbili rykszę. Udało im się znaleźć o pierwszej po południu ulice są zwykle prawie puste.
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
„Filmowcy” przyszli dziś na cmentarz, kazali znieść 36 trupów żydowskich kobiet i rozebrać je. Następnie dwóch grabarzy miało brać kobietę — jeden za ręce, drugi za nogi — i wrzucać na kupę, do wspólnego grobu. Te wymuszone sceny zostały sfilmowane.
[...]
Obok wartowni zabito dziś trzech Żydów.
Z przejeżdżającego tramwaju na ulicy Chłodnej żandarm strzelił do żydowskiej kobiety. Upadła w kałuży krwi. Żandarm wyskoczył z tramwaju, wystrzelił jeszcze jedną kulę, dobijając ją na miejscu. Na Lesznie obok warty przebiegł chłopczyk ze szmuglowanym towarem. Żandarm przywołał go, kazał mu usiąść pod ścianą, zdjął karabin z pleców i wycelował. Przechodnie byli pewni, że chce tylko nastraszyć małego. Dał się słyszeć strzał, dziecko zostało zabite. [...]
Warszawa, 11 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Dziś na Karmelickiej oficer złapał Żyda za to, że nosił opaskę za nisko, nie na ramieniu. Zaprowadził go na Pawiak. Tam, za to przestępstwo, odrąbano mu rękę.
Znowu bachanalia samochodu SS — kilka rozbitych żydowskich głów. „Filmowcy” łapali mężczyzn i kobiety w mykwie na ulicy Dzielnej 38. Zmuszali Żydów z brodami do rozbierania kobiet, do całowania się z nimi i do innych pikantnych czynności. Zmusili kobiety i mężczyzn, aby weszli razem do basenu mykwy i filmowali „żydowską demoralizację”.
Warszawa, 12 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Dziś na Nowolipkach 36 ustawił się chrześcijanin, który wszystkim żydowskim biedakom dawał po pół złotego. Chętnych oczywiście nie brakowało. Rozdał kilkaset złotych. „Filmowcom” udały się dwie „sztuczki”. Na Gęsią, obok Lubeckiego, gdzie leżało ciało martwego Żyda, spędzili kilkuset Żydów — kobiety i mężczyzn. Każdy Żyd musiał przeskoczyć przez trupa, a Niemcy filmowali scenę.
Na Nowolipkach rozstawili grupę czterdziestu żydowskich żebraków, starych i młodych. Z wyciągniętymi rękami stali wszyscy w jednym rzędzie. Następnie zebrano większą liczbę lepiej ubranych ludzi i zmusili ich do przejścia obok rzędu żebraków, zabraniając dawać jałmużnę. Ta scena „żydowskiego okrucieństwa” również została sfilmowana.
Warszawa, 13 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Dzisiejszej nocy przed bramą na Gęsiej 29 zastrzelono dwóch Żydów, dwóch na Dzielnej 15, na Karmelickiej — jednego. Zabijali według znanego scenariusza. Zatrzymują samochód, w którym siedzą [zatrzymani wcześniej] nieszczęśni Żydzi, wyprowadzają ich na ulicę. Słychać kilka strzałów. Samochód rusza do dalszej krwawej roboty.
Warszawa, 16 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
„Filmowcy” [...] zmusili kierownika restauracji „Szilcesa”, na rogu Karmelickiej i Nowolipek, do przygotowania ryb, befsztyków, ciast, owoców, drogich likierów i win. O godzinie 8.00 Niemcy ustawili się z aparatami. Żydowska policja, jak zwykle, wyłapała elegancko ubrane kobiety i dobrze ubranych mężczyzn, których posadzono — po dwie kobiety i po dwóch mężczyzn — dookoła każdego z szesnastu stolików. Zmuszono ich do jedzenia i picia. Uczono ich, jak mają się zachowywać w tym żydowskim dobrobycie. Filmowano ich w wielu różnych pozach do godziny 15.00.
Warszawa, 19 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Wieczorem 21 maja 1942, w wigilię Szawuot, po getcie zaczęła krążyć pogłoska, że „coś” będzie się działo w nocy. [...] Około godziny 21.30 ulica była już zupełnie wymarła, choć normalnie o tej porze ruch jest jeszcze duży. W żydowskich domach zapanowały lęk i panika. Z sąsiadami umówiliśmy się, że schowamy się w maleńkim pokoiku, na końcu mieszkania jednego z nich. Wejście mieliśmy zastawić szafą, tak by dla obcego oka było nie do zauważenia, że jest tam jeszcze jakieś pomieszczenie. Było nas sześciu.
Po godzinie usłyszeliśmy hałas i wzmożony ruch na ulicy. [...] Słyszeliśmy głośne żołnierskie kroki. Jeden z nas podkradł się bliżej okna i cicho meldował, że ustawiła się grupa żydowskich policjantów, wydano jakiś rozkaz, po czym rozległy się uderzenia w przeciwległą bramę. Po kilku minutach silnego łomotania usłyszeliśmy, że brama się otwiera. Kilku żydowskich policjantów rzuciło się na stróża, krzycząc i bijąc go za to, że tak długo zwlekał z otwarciem [...]. Brama znów się zamknęła. Zapadła cisza.
Nagle usłyszeliśmy straszne głosy kobiet, histeryczne krzyki i płacze, a chwilę później strzelaninę. Ukazał się policjant, za nim prowadzono dwóch młodych ludzi. Biegło za nimi kilka żydowskich kobiet, płacząc i krzycząc: „Mordercy, zlitujcie się nad nieszczęśliwą matką”, „W zeszłym roku zamordowaliście mi syna w obozie, zostawcie mi moje jedyne oczko w głowie”, [...] „Miejcie litość dla samotnej wdowy, on jest przecież moim jedynym żywicielem, co teraz będę robić, kto mi da na kawałek chleba?”. [...] W końcu kobiety zostały wepchnięte przez policjantów do bramy, którą zatrzaśnięto.
Z ulicy całą noc dochodził stukot butów żydowskich policjantów. Jedno z najstraszniejszych wojennych nieszczęść — wojskowy krok Żydów i strach Żyda przed drugim Żydem. Całą noc słyszeliśmy walenie do bram, rozpaczliwe krzyki i płacz kobiet.
[...] Z nadejściem dnia żydowscy policjanci, jak złe duchy, zniknęli w swoich dziurach. O szóstej rano postanowiliśmy opuścić kryjówkę i wrócić do swoich mieszkań. Dowiedzieliśmy się, że w nocy złapano około 800 osób, głównie fachowców, ale też ludzi niepracujących. Wszystkich złapanych odprowadzono do rejonu policji żydowskiej na ulicy Zamenhofa 19. [...]
Od godziny 13.00 policjanci żydowscy zatrzymywali wszystkich młodych mężczyzn i sprawdzali, czy karta meldunkowa jest ostemplowana przez Urząd Pracy. Wszyscy bez podstemplowanej karty byli odprowadzani do najbliższego rejonu policyjnego. [...]
Część młodych wykupiła się pieniędzmi z policyjnych rąk, jeszcze zanim zaprowadzono ich do rejonu. Niewielkiej części udało się wykupić już na miejscu. Cena wynosiła od 50 do 5000 złotych. Wobec tych, którzy stawiali opór, policjanci użyli siły i przymusu. [...]
Zastanawiam się: co się z nami stało? Policjant ciągnie chłopaka, jak wołu na rzeź. Rzeźnik ma z tego jakiś zarobek... Ale jeśli młody człowiek, którego ty ciągniesz na rzeź, tak prosi, płacze przed tobą i jeszcze mówi do ciebie w imieniu swojej chorej matki, to czyżbyś był aż taką kanalią i nie miał litości dla niego? A jeśli nawet w tej łapance będzie o tego chłopaka mniej, to co? Czy żądano, imiennie, właśnie jego? Jeśli ktoś nie sprzeciwia się, tylko idzie obojętnie, bo nie wie, że prowadzisz go na rzeź — czy to nie wystarczy? Ale jeśli tamten się wyrywa i za nic nie chce pozwolić się zniszczyć, a ty, żydowski policjancie, walczysz z nim i właśnie na zniszczenie go ciągniesz — to przecież jesteś zwyczajnym mordercą!
40-letni mężczyzna prowadzony jest przez trzech policjantów. Dwóch trzyma go za ręce, zwinięte w kabłąk, trzeci pcha go naprzód, trzymając za marynarkę na plecach. Zatrzymany opiera się, nie chce iść, odwraca głowę do tyłu. Krzyczy, rozpacza, aż serce się kraje. Żydowskich kanalii to nie obchodzi, wypełniają sumiennie swoją diabelską robotę.
Trzeba jasno stwierdzić, że żydowska policja jest bardzo aktywna w sprowadzaniu nieszczęścia na Żydów. Część policjantów pracowała z takim poświęceniem, jakby chodziło o ratowanie ludzi, a nie ich niszczenie.
[...]
Około godziny 14.45 łapanka się skończyła. [...] Złapani zostali podzieleni na pięcioosobowe grupy. [...] Przyglądam się nieszczęsnym. Wszyscy idą zrezygnowani i zrozpaczeni. Większość zatrzymanych jest elegancko ubrana. Wielu płacze. Prowadzeni zasłaniają oczy chusteczkami. Robi to straszne wrażenie — widok płaczącego mężczyzny jest jedną z tragiczniejszych rzeczy. [...]
Tymczasem do bramy zaczęły podjeżdżać omnibusy firmy Kon-Heller. Były one zapchane Żydami złapanymi w innych rejonach. Pod silną strażą przewieziono ich na punkt zbiorczy przy Zamenhofa 19. Od wyjścia z omnibusu do bramy stał szpaler żydowskiej policji. [...] Na ulicy czekały setki kobiet. Kiedy do bramy podjeżdżał autobus, a kobiety rozpoznawały swoich mężów, synów, ojców — podnosił się krzyk, który docierał do niebios. Policja pod żadnym pozorem nie pozwalała kobietom porozumieć się z mężczyznami. [...]
Do wieczora podjechało na Zamenhofa osiemnaście omnibusów ze złapanymi ludźmi. Jednemu z młodych ludzi, podczas wyprowadzania z samochodu, udało się wmieszać w tłum kobiet. Żydowski policjant, zamiast pozwolić mu uciec, zaczął gwizdać i kilku innych policjantów pobiegło za mężczyzną. Złapano go, przewrócono na ziemię, bito, kopano tak brutalnie, że pomyślałem sobie: jak to dobrze, że żydowska policja nie ma broni, bo kto wie, ile byłoby ofiar...
[...]
Wszystkich tych ludzi załadowano do wagonów i zaplombowano je. Nie wiadomo, co się z nimi stało. Według jednej wersji, broń nas Boże, w zamkniętych wagonach będzie się ich zagładzać na śmierć. Według innej, wysyła się ich do pracy pod wschodni front. W każdym razie — niech Bóg się zlituje!
Warszawa, 22 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Piszę mój testament w czasie akcji przesiedlenia żydowskiego społeczeństwa Warszawy. [...] Każdy działa na własną rękę. Każdy ratuje się, jak może. Pozostaliśmy we trzech: towarzysz Lichtensztajn, Grzywacz i ja. Postanowiliśmy napisać testamenty, zebrać trochę materiałów z akcji przesiedleńczej i wszystko zakopać. Musimy się spieszyć, bo nie możemy być niczego pewni. Wczoraj pracowaliśmy nad tym do późnej nocy. [...]
Nie chcę podziękowań. Mnie wystarczy, jeśli przyszłe pokolenia będą pamiętać o naszych czasach, jeśli w wolnym, socjalistycznym świecie będzie się wspominać o naszej męce i cierpieniach. W okrutnych czasach zagłady znaleźli się ludzie, którzy mieli odwagę wykonywać taką pracę! [...]
Mieliśmy świadomość naszej odpowiedzialności. Nie baliśmy się ryzyka. Zdawaliśmy sobie sprawę, że tworzymy historię. To jest ważniejsze od naszego życia! [...]
Teraz możemy już spokojnie umrzeć... Wykonaliśmy naszą misję... Niech oceni nas historia.
[dopisek]:
Jedna z sąsiednich ulic jest już zablokowana. Wszyscy czujemy straszne napięcie. Oczekujemy najgorszego. Spieszymy się. Prawdopodobnie zaraz będziemy zakopywać ostatnią partię. Towarzysz Lichtensztajn jest zdenerwowany, Grzywacz trochę się boi. Ja jestem obojętny. Podświadomie czuję, że uniknę wszystkich nieszczęść. Do widzenia. Żebyśmy tylko zdążyli zakopać! Tak. Nawet w takim czasie o niczym nie zapomnieliśmy. Do ostatniej chwili jesteśmy przy pracy.
Getto warszawskie, 3 sierpnia, 16.00
Z jidysz przełożyła Sara Arm, Katarzyna Madoń-Mitzner, Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu, „Karta” nr 39/2003.
Drodzy przyjaciele!
Piszemy do Was w chwili, gdy 95 procent Żydów polskich zginęło w straszliwych męczarniach [...]. Czy ktoś z nas, działaczy społecznych, pracujących w warunkach podwójnej konspiracji, przetrwa wojnę, wątpimy. Pragniemy dlatego tą drogą opowiedzieć Wam w krótkich słowach o tych pracach, które nas z Wami najbardziej łączą. [...]
Dzięki intensywnej pracy licznego sztabu współpracowników zebrano kilkanaście skrzyń niezwykle cennych dokumentów, kronik, pamiętników, reportaży, zdjęć itd. Wszystkie te materiały zakopane są na terenie getta; nie mamy do nich dostępu. Większość materiałów, przesłanych zagranicę, pochodzi z naszego archiwum. Alarmowaliśmy świat dokładnymi informacjami o największej zbrodni w dziejach. Pracę archiwalną prowadzimy w dalszym ciągu. Mimo straszliwych warunków zbieramy pamiętniki i dokumenty, dotyczące martyrologii, walki i obecnych warunków życia reszty Żydów polskich. W 1941 i 1942 roku byliśmy w kontakcie z Z. Kalmanowiczem w Wilnie, który pod kontrolą Niemców porządkował materiały JIWO i znaczną część ich ukrył. Obecnie w Wilnie nie ma Żydów. [...]
Niewielu nas pozostało przy życiu. [...] czy wypadnie nam jeszcze zobaczyć się z Wami, wątpimy.
Getto warszawskie, 1 marca
Katarzyna Madoń-Mitzner, Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu, „Karta” nr 39/2003.